Nowotwór – struktura oparta na białku krzemowym. Dlaczego nie należy się lękać?
http://stemcells-research.net/wp-content/uploads/2011/07/cancer-stem-cell3.jpg

Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła niedawno, że do roku 2020 na nowotwory zachoruje o 50% więcej ludzi, aniżeli obecnie (wiadomość z miesięcznika „Focus” nr 2/113 luty 2005 r.). Czy ten „czarny scenariusz” musi się sprawdzić? Osobiście uważam że nie, o ile ludzka społeczność, a nie tylko jednostki, przełamie złe wzorce postępowania i nieprawidłowe schematy myślowe, przyczyniające się do nieharmonijnego życia i braku właściwego rozwoju potencjału, jaki drzemie w każdym człowieku.

Poniższy tekst, ukazujący niecodzienną koncepcję pochodzenia nowotworu oraz odmienny od stereotypowego punkt widzenia na jego istotę, powstał z myślą, aby dostarczyć ludziom tej wiedzy, która przyczyniłaby się do zlikwidowania największego wroga w procesie powracania do zdrowia – lęku. 

W latach 50. ubiegłego wieku naukowcy odkryli, że krzem, pierwiastek znajdujący się w Tablicy Mendelejewa w jednej grupie z węglem, może tworzyć, podobnie jak węgiel, długie łańcuchy związków organicznych, w tym m.in, białka. Ze względu na tę zdolność, będący półprzewodnikiem krzem, zaliczony został jako alternatywna, czyli wymienna wobec węgla podstawa wszelkich form biologicznego życia. Na podstawie tych odkryć część naukowców zajmujących się tą problematyką wysunęło w drugiej połowie XX wieku hipotezę, że we Wszechświecie mogą istnieć organizmy, których tkanki, w przeciwieństwie do ziemskich, opartych o struktury węglowe, zbudowane są ze struktur krzemowych.

Tym bardziej jest to możliwe, że krzem jest bardzo dobrym, lepszym niż węgiel przewodnikiem, a zatem spełniałby też u takich organizmów, obok roli budulcowej, rolę informacyjną. Białko krzemowe, dzięki fantastycznym wręcz właściwością krzemu, min. wysokiej odporności na promieniowanie jonizujące oraz na działanie kwasów, wysokiej temperatury i ciśnienia, pozwalałoby żywym organizmom, w tym również istotom rozumnym, zamieszkiwać planety o znacznie podwyższonych parametrach kosmicznego promieniowania, temperatury i ciśnienia, jak również z deficytem tlenu, a zatem skrajnie nieprzyjaznych (bardziej „kwaśnych”) dla organizmów zbudowanych ze struktur węglowych, do których zalicza się organizmy zamieszkujące Ziemię.

Wydaje się zatem wysoce możliwe, że życie biologiczne oparte na białku krzemowym było szeroko preferowane we wczesnej fazie jego rozwoju we Wszechświecie, rzec można w młodości Wszechświata, gdy był on bardziej gorący i „napromieniowany” oraz posiadał bardziej kwasotwórczy charakter, aniżeli obecnie. W tej fazie, we wciąż rozszerzającym się po wielkim wybuchu Wszechświecie, którego gęstość, temperatura i ciśnienie, a przede wszystkim wielkość promieniowania jonizującego były nieporównywalnie większe od późniejszych i obecnych, istniały warunki dla powstania różnych form biologicznego życia, nie wyłączając istot rozumnych, opartych na strukturach krzemowych, których realność potwierdziły współczesne rozważania naukowe.

Wynika z tego wniosek, iż biologiczne struktury oparte o krzem, jako bardziej odporne na wymienione wyżej, dominujące w młodym Wszechświecie czynniki, ukazały się w nim jako pierwsze, zaś struktury zdominowane przez węgiel zaistniały w późniejszej fazie rozwoju, gdy pojawiły ku temu przyjazne warunki, przede wszystkim, gdy ukształtowały się planety ze znaczną ilością tlenu i chroniącej przed kosmicznym promieniowaniem jego odmiany – ozonu.

Studiując literaturę naukową dotyczącą nowotworów wydaje się wysoce prawdopodobne, że nowotwór jest niczym innym, jak strukturą opartą na białku krzemowym, która w biologicznym organizmie pojawia się dzięki naturalnej możliwości przystosowawczej, jaką jest zdolność każdej komórki do mutacji, czyli takiej zmiany w genach, jednostkach dziedziczności, pozwalającej komórkowemu organizmowi na dalsze życie w odmiennych od początkowych warunkach. Tak rozumiejąc ten problem, należałoby nowotwór nazwać „starotworem”, gdyż jest on powieleniem tych krzemowych struktur biologicznych, które istniały we Wszechświecie przed pojawieniem się struktur opartych na węglu.
Potwierdzeniem tych myśli i wniosków są współczesne wyniki naukowych badań i eksperymentów, z których nie od dzisiaj wiadomo, że tkanka nowotworowa cechuje się silną kumulacją krzemu, przy równoczesnym jego znacznym deficycie w innych tkankach i narządach ciała. W celu ściągnięcia z organizmu tego pierwiastka, dla potrzeb i rozwoju nowotworu, tworzy on własną sieć naczyń krwionośnych, zaopatrujących go poprzez krew w ten niezbędny do jego egzystencji element.  

Następnym dowodem na to, że nowotwór jest tkanką zbudowaną z białka krzemowego, jest jego tzw. „nieśmiertelność” (niezniszczalność), czyli jego niezwykła odporność na wysoką temperaturę, ciśnienie, kwasy i promieniowanie. Udowodnił to między innymi polski lekarz-onkolog, dr Anatol Rybczyński, który przez 60 lat swojego życia badał tkankę nowotworową i doszedł do wniosku, że jest ona swoistym połączeniem białka z krzemem.
Nowotwór, jak uważam, powstaje w wyniku naturalnej przemiany (mutacji) pierwotnych, węglowych komórek w momencie, gdy zaczynają dominować w żywym organizmie biologicznym warunki nieprzyjazne dla ich rozwoju, a przyjazne dla rozwoju komórek zbudowanych na bazie białka krzemowego.

Nowotwór jest naturalną, przedłużającą życie tkanką, jest, jak napisał w swojej książce pt. ”Rak” prof. Rudolf Klimek, alternatywą śmierci, dzięki której, w odpowiednio przyjaznych warunkach, żywy organizm może przeżyć długie lata a nawet, w szczególnych okolicznościach, np. w trakcie walki z zakaźną chorobą, po zajściu w ciążę lub po odpowiedniej dawce życiowej energii (bioenergii), może ją usunąć, co znane jest pod nazwą nowotworowej remisji, regresji lub onkolizy. Z kolei mutacja, powodująca przemianę opartych o struktury węglowe komórek w komórki krzemowe – nowotworowe, jest naturalnym mechanizmem przystosowawczym, z jednej strony pozwalającym żyć i walczyć o zdrowia, z drugiej zaś strony – ukazującym swoisty „powrót do przeszłości”, czyli powrót do struktur istniejących we wczesnej fazie życia biologicznego we Wszechświecie.
Tak rozumiejąc ten temat należy uznać, że nowotwór, jako „wypracowana” wcześniej przez Naturę struktura, jest wynikiem biologicznej rekapitulacji, czyli wynikiem procesu odtworzenia w krótkim czasie tych struktur, które zaistniały w młodości Wszechświata, gdy panujące w nim warunki sprzyjały tworzeniu i rozwojowi biologicznego życia opartego na białku krzemowym.
W „pamięci” komórek istot zamieszkujących Ziemię wpisana jest możliwość nowotworzenia, czyli zamiany w tkanki, które zostały już wcześniej, w toku rozwoju i ewolucji Wszechświata wykreowane. W momencie pojawienia się warunków, które współczesna nauka nazywa kancerogennymi (rakotwórczymi), dokonują się w procesie mutacji zmiany przystosowawcze komórek w nowotworowe, pozwalające na dalszą egzystencję w warunkach uniemożliwiających rozwój i życie tkanek węglowych.

Nowotwór kształtuje się w efekcie zaistnienia warunków, zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych, daleko odbiegających od tych, gdy na Ziemi-Matce bujnie rozwijało się biologiczne życie oparte o struktury węglowe, a zatem wówczas, gdy na naszej planecie ilość tlenu była o 10% wyższa niż obecnie, atmosfera nie posiadała przepuszczających zabójcze promieniowanie słoneczne i kosmiczne dziur ozonowych, z kolei gleba i woda nie były tak kwaśne, jak obecnie, a cała przyroda żyła ze sobą w wielkiej harmonii.

Tkanka nowotworowa jest wynikiem nieharmonijnego życia wielu współczesnych ludzi, w którym dominują negatywne, o kwasotwórczym charakterze, „spalające” wiele tlenu i życiowych pierwiastków emocje oraz kształtujące się na ich podłożu „kwaśne” myśli, powodujące nerwowo – mięśniowe napięcia i blokady w przepływie nerwowych impulsów, życiowej energii w meridianach (kanałach energetycznych) i krwi. Napięcia te uniemożliwiają właściwe dotlenianie i dostarczanie tkankom organizmu cennych biopierwiastków.
W połączeniu z mało energetycznym odżywianiem (skąpym w rzadkie biopierwiastki metali szlachetnych) i nałogami oraz z zanieczyszczeniem i napromieniowaniem otaczającego środowiska stwarza to warunki do  przemiany (mutacji) komórek opartych na węglu w komórki, również naturalne, ale bardziej odporne – „stare” komórki krzemowe, nazwane przez akademicką medycynę nowotworowymi.

(Na marginesie warto odnotować, że w pierwszej, najbardziej pierwotnej fazie swojego istnienia tkankę nowotworową tworzą zmutowane, ale czyste komórki niczym nie różniące się, na poziomie optycznym, od komórek opartych na węglu. Żadna aparatura medyczna nie jest w stanie na tym etapie rozwoju je wykryć, różnią się one bowiem od „węglowych” energetyczną emanacją, którą potrafią zidentyfikować jedynie niezmiernie czuli i odpowiednio ukierunkowani radiesteci. To, co odkrywa oficjalna medycyna, jeśli chodzi o nowotwór, jest tkanką – najczęściej pod postacią guza – już wysoce zdegenerowaną, silnie zanieczyszczoną toksynami pochodzącymi z nieprawidłowego, silnie zakwaszającego pokarmu oraz toksynami środowiskowymi i psychicznymi).

Powstała na przestrzeni ostatnich 10. lat najnowsza teoria naukowa dotycząca nowotworzenia (Petera Duesburg’a i jego zespołu) potwierdzona zresztą licznymi obserwacjami, głosi, że komórki rakowe powstają w wyniku chaosu (nieuporządkowania) zaistniałego w chromosomach, nośnikach genów. Jest to pewien krok naprzód, bowiem do tej pory uczeni onkolodzy poszukiwali przyczyn nowotworzenia tylko w genach. Nadal jednakże nie wiadomo, z punktu widzenia oficjalnej nauki, co jest przyczyną chaosu w chromosomach. Z przedstawionego powyżej przez mnie stanowiska wynika, że praprzyczyna nowotworzenia tkwi w naturalnych mechanizmach adaptacyjnych, czyli naturalnych zdolnościach każdej komórki do przemiany (mutacji) inspirowanej czynnikami kancerogennymi, najczęściej występującymi łącznie, np. destrukcyjne czynniki psychiczne ze złym odżywianiem.
Te negatywne dla życia opartego na białku węglowym czynniki, skomasowane w trzech zasadniczych grupach, powodują nadmierne zakwaszenie tkanek organizmu oraz powstawanie napięć i blokad nerwowo – mięśniowych prowadzących do niedotlenienia i zubożenia dowozu do nich cennych mikroelementów, czego konsekwencją jest chaos w chromosomach i mutacje genów w geny rakotwórcze, tzw. onkogeny. W końcowym efekcie, w wyniku ich działania, komórka uzyskuje zdolność nieograniczonego dzielenia się a traci zdolność do śmierci, czyli do samounicestwienia się. Chaos w chromosomach, jak uważam, odzwierciedla nieuporządkowanie w żywym organizmie, rzec można niezgodny z zapisanym w komórkach porządkiem bałagan, który z kolei jest odbiciem życia w niezgodzie z naturalną harmonią, przypisaną egzystencji opartej na białku węglowym.       
 
Potwierdzeniem przedstawionych powyżej wiadomości są m.in. prace ks. prof. Włodzimierza Sedlaka, jednego z pierwszych uczonych drugiej połowy XX wieku, który zwrócił uwagę na olbrzymią rolę krzemu w ludzkim organizmie. Profesor Sedlak, biolog i filozof, twórca polskiej szkoły bioelektroniki, interesował się tym pierwiastkiem przez całą swoją długą naukową drogę, poczynając od pierwszej rozprawy naukowej zatytułowanej „Rola krzemu w ewolucji człowieka”, a kończąc na głośnym dziele „Homo elektronicus”, łączącym w sposób wprost genialny wiedzę nowoczesnej elektroniki z biologią życia.

W pracy tej prof. Sedlak wykazał, że każdy organizm na Ziemi, jak wiadomo zbudowany ze struktur opartych o długie łańcuchy węglowe, posiada swoją energoinformacyjną matrycę, swoisty wzorzec, którego subtelną konstrukcję tworzy energetyczny „organizm krzemowy”. W wyniku działania we współczesnym świecie olbrzymiej ilości destrukcyjnych czynników, w tym głównie negatywnych czynników psychicznych, radiestezyjnych i energetycznych, następuje znaczna utrata cennych, tworzących fizyczne ciało biopierwiastków oraz jego silne zanieczyszczenie kwaśnymi, powodującymi utratę naturalnej alkaliczności i odporności toksynami, co, jak uważa prof. Sedlak, przyczynia się do rozregulowania energoinformacyjnej matrycy krzemowej. To z kolei zjawisko jest bezpośrednim czynnikiem powodującym chaos w chromosomach i impulsem do mutacji, dzięki której powstaje krzemowa struktura, pozwalająca na przedłużenie życia w destrukcyjnych dla tkanek węglowych warunkach – nowotwór. Jak wykazano powyżej, jest on wynikiem biologicznej rekapitulacji, a zatem  „spadkiem” po krzemowej młodości Wszechświata, zdominowanej życiem biologicznym opartym na tkankach krzemowych.

Choroba nowotworowa, podobnie jak i inne choroby, głównie cywilizacyjne, zmusza cierpiącego człowieka, jak i całą ludzką społeczność, do pokory wobec praw Natury oraz zrozumienia własnych słabości, wad i niewłaściwych nawyków, a następnie do poszukiwań dróg wyjścia z przynoszących cierpienie dolegliwości. Są to działania najbardziej pożądane w życiu każdej jednostki i społeczności, bo rozwojowe, tożsame z odwiecznymi poszukiwaniami przez ludzkość wolności i szczęścia. Jeśli człowiek w momencie choroby świadomie nie podejmuje mądrych działań na rzecz rozwoju swojego psychoenergetycznego potencjału, w tym potencjału immunologicznego, zwalczającego również raka, o czym świadczy m.in. onkoliza, wówczas może spotkać go smutny los: odchodzi z tego padołu w niewiedzy, przeświadczony o bezradności swojej i całego świata wobec choroby, która w rzeczy samej jest dobrodziejstwem Natury i w sposób naturalny daje się usunąć. A człowiek współczesny „dorósł” już do tego, by zrozumieć, że choroby nie są „karą bożą”, lecz są konsekwencją nieharmonijnego rozwoju i opartego na nim niewłaściwego postępowania.

Są znakiem, by człowiek przebudził się do nowego życia, do rozwoju swojego potencjału, dzięki któremu z jednej strony staje się on bardziej wrażliwy na kancerogenne czynniki, z drugiej zaś strony – przybywa mu naturalnych sił, pozwalających na likwidowanie każdej przypadłości. Choroby mają za zadanie uświadomić człowiekowi, że najwyższy czas zmienić życie, odrzucić wszystko to, co niesie ze sobą destrukcje oraz unicestwienie i zwrócić sie w stronę działań otwierających ludzki umysł na przepływ pozytywnych, subtelnych i uzdrawiających energii wyższych poziomów świadomości, pozytywnych emocji oraz przyjaznych uczuć i myśli. Powstałe pod wpływem kumulacji psychicznych i środowiskowych toksyn dolegliwości są informacją, że nie można już dłużej żyć z Naturą i ze sobą samym w dysharmonii. Jakakolwiek choroba ma zadanie przywrócić w człowieku pradawną wiarę w to, „czego okiem zobaczyć nie można”, wiarę w moc, której pozytywne efekty są coraz częściej potwierdzane przez oficjalną naukę, w moc subtelnych energii Natury, energii roślinnego pożywienia i ziół oraz oczyszczonego i otwartego ludzkiego umysłu.

Choroba, zwłaszcza nowotworowa, jest czynnikiem zmuszającym do świadomej transformacji umysłowej, do przestawienia się z destrukcyjnie oddziałujących negatywnych emocji i myśli na pozytywne, posiadające oczyszczający i uzdrawiający potencjał. Kto w taki sposób podchodzi do choroby, nie walcząc z nią zacięcie, a raczej traktując ją jako przejściowy, potrzebny do oczyszczenia i umysłowej transformacji stan, ten wygrywa piękne życie. W tym miejscu chciałbym przytoczyć historię dalekiego krewnego mojej matki, Stanisława A., która miała miejsce w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. U tego zwykłego człowieka, gdy miał około 60. lat, odkryto nowotwór na oskrzelach, jak wykazały badania, nie do usunięcia konwencjonalnymi metodami. Lekarze „dali” mu pół roku życia. Stanisław nie poddał się „czarnym myślom”, rzucił palenie papierosów i zaczął żyć tak, jakby każdy dzień był tym ostatnim, czyli bardzo, jak na swój wiek i schorzenia, intensywnie. Dzień zaczynał od godziny 4.00 rano po to, by niezależnie od pogody stanąć w godzinę później przed sklepem mięsnym lub spożywczym i czekać następną godzinę na jego otwarcie w celu dokonania zakupu wybranych, w tamtych czasach rzadkich artykułów spożywczych.

Po ich zakupie maszerował przez Poznań, aby z dumą podzielić się swoją zdobyczą z moją babcią, którą po cichu, bo był jeszcze żonaty, adorował. Mimo, że posiadał całkiem niezłą emeryturę, gdzie mógł, tam się zatrudniał: jako szatniarz w kinie, biletowy na Międzynarodowych Targach Poznańskich, portier w zakładzie pracy. Żyjąc tak intensywnie, czując się potrzebnym i kochając Stanisław A. przeżył z nowotworem dwadzieścia kilka lat. Odszedł z tego świata, nie męcząc się, jako starzec, w godnym wieku 86. lat.

Historia Stanisława A, często przeze mnie przytaczana moim pacjentom, jak i wiele innych, podobnych do niej, a opisanych w światowej literaturze (m.in. w słynnym bestselerze B. Siegiel’a „Miłość, medycyna i cuda”) dowodzi tego, że nowotwór przedwcześnie nie zabija tych osób, które żyją pełnią życia i są ze swojej egzystencji zadowolone.

Takie są zresztą prawa ewolucji: w wyniku choroby odchodzą jednostki słabe, najczęściej lękliwe, nieufne, poddające się, obwiniające się, czujące się niepotrzebnymi, a zatem te, u których dominują bardziej pierwotne od pozytywnych, negatywne emocje i myśli………. Nowotwór bowiem „boi” się prawdziwego życia, życia opartego na wewnętrznej radości i nieskrępowanym oddechu „pełną piersią”, czynnikami wynikającymi z poczucia bezpieczeństwa oraz realizacji tego, co jest zapisane w każdym człowieku: realizacji jego talentu, spełnienia podstawowych pragnień i indywidualnych marzeń.

Niestety, mimo iż tkanka nowotworowa nie jest obcą, lecz własną, ale w sposób naturalny zmienioną (zmutowaną) tkanką (dlatego układ immunologiczny tak trudno ją rozpoznaje), to ze względu na brak pełnego zrozumienia istoty jej powstawania oraz traktowania jej jako zło i ciężką chorobę, według wielu ludzi prowadzącą nieuchronnie do zgonu, narosło wokół niej wiele negatywnych emocji, a w szczególności wiele lęków, przeradzających się wręcz w atawistyczny strach. Emocje te, poparte negatywnymi, wynikającymi z niewiedzy myślami, posiadającymi destrukcyjny potencjał, są świadomie lub mniej świadomie generowane i/lub podtrzymywane przez współczesną, zdominowaną przez fizykę, chemię i biologię medycynę.
(Tylko nieliczne, wybitne jednostki ze świata medycznego, jak np. prof. J. Aleksandrowicz, prof. Tołpa, dr A. Rybczyński, dr C. Simonton, dr G. Hamer, potrafiły przeciwstawić się szeroko rozpowszechnionym lękom oraz negatywnym myślom związanym z nowotworem i stosować wobec niego, często odkryte w wyniku własnych doświadczeń, przemyśleń oraz obserwacji metody i środki likwidujące chorobę bądź pomocne w jej likwidacji).

Należy w tym miejscu dodać, że negatywne energie psychiczne chorych oraz lekarzy, wynikające najczęściej z ograniczoności środków, jakimi dysponuje medycyna oficjalna, kumulują się dając w efekcie olbrzymią, wyniszczającą organizm cierpiącego siłę. Jak dowiodły tego bowiem współczesne badania naukowe, w konsekwencji działania tychże energii i ich kumulacji następuje „spalanie” i utrata wielu cennych, zasilających  zarówno układ nerwowy, jak i immunologiczny biopierwiastków (mikroelementów), tak bardzo potrzebnych, wręcz nieodzownych do zlikwidowania jakiejkolwiek choroby. Dodatkowym, wynikającym z lęków efektem są, wspomniane już powyżej, nerwowo – mięśniowe napięcia oraz blokady. Utrudniają one, a niekiedy wręcz uniemożliwiają prawidłowy przepływ życiowej energii w meridianach oraz impulsów w układzie nerwowym i krwi w układzie krwionośnym, co z kolei przyczynia się do dalszego upośledzenia „dowozu” do tkanek ciała cennych biopierwiastków i tlenu, nieodzownego dla prawidłowego metabolizmu i powrotu do zdrowia. Powyżej opisane efekty lęków i innych negatywnych emocji, najczęściej w nieprawidłowy sposób odreagowywanych i skumulowanych w podświadomości, tłumaczą zjawisko zgonów osób, które mimo zażywania i otrzymywania olbrzymich dawek biopierwiastków, nie podołały zwalczyć choroby.
(Wielkim błędem, popełnianym przez niektórych naturoterapeutów, jest serwowanie choremu na raka dużych dawek stresujących go naturalnych środków, np. picia własnego moczu, głodówek, drakońskich diet. Fakt, że niektórym chorym one pomogły nie oznacza, że powinny pomóc wszystkim. Uważam, że tego typu terapie, w dodatku najczęściej stosowane łącznie, są mało skuteczne, a nawet mogą szkodzić, gdy głównym podłożem choroby nowotworowej są destrukcyjne czynniki psychiczne).

Wyciągając z powyższych wiadomości wnioski należy uznać, że niezmiernie istotne, wręcz priorytetowe znaczenie w likwidowaniu choroby nowotworowej, jak zresztą i wielu innych przypadłości, mają pozytywne, otwierające na przepływ uzdrawiających energii (cennych biopierwiastków i tlenu) czynniki psychiczne.
Zaistnienie nowotworu w organizmie nie oznacza śmierci, gdyż jest on naturalną strukturą, powstałą w naturalnym procesie przystosowawczym właśnie po to, aby kontynuować egzystencję w nieprzyjaznych dla tkanek węglowych warunkach. Gdyby nie możliwość nowotworzenia, czyli możliwość powrotu do żywych struktur istniejących już wcześniej we Wszechświecie, każdy destrukcyjny czynnik, obecnie uznawany za kancerogenny, powodowałby szybki zgon. Natomiast śmierć w wyniku choroby nowotworowej, która zbiera w obecnej ludzkiej społeczności tak obfite żniwo, jest efektem kilku czynników powstałych w konsekwencji rozwoju odhumanizowanej cywilizacji naukowo – technicznej.

Zaliczyć można do nich m.in.: ignorancję naukowego i medycznego establishmentu wobec osiągnięć i wiedzy medycyny energetycznej, a zwłaszcza radiestezji, wskazującej na jeden z istotnych i szeroko obecnie rozpowszechnionych kancerogenów, jakim jest różne, naturalne i sztuczne, promieniowanie szkodliwe (np. cieków wodnych i pól elektromagnetycznych) oraz na środki i sposoby jego ekranowania lub neutralizowania.

Następnym czynnikiem sprzyjającym zgonom w wyniku raka, wymienianym już przez mnie wcześniej, jest brak zrozumienia istoty nowotworzenia oraz samego nowotworu i wynikające z tego konsekwencje w postaci silnie stresogennych (i bardzo kosztownych) inwazyjnych badań oraz terapii, jak również nagromadzone wokół choroby i skumulowane w organizmach chorych olbrzymie ilości destrukcyjnego lęku. Osobiście uważam, że większość osób chorych schodzi przedwcześnie z tego świata nie w wyniku samej choroby nowotworowej, ale w rezultacie niszczycielskiej mocy lęku przed śmiercią i cierpieniami związanymi ze silnie stresującej, inwazyjnej terapii.
Dlatego tak ważnym obecnie, co już wcześniej zasygnalizowano, wręcz priorytetowym elementem terapii nowotworowej, jest opanowanie lęku, jak również pozbycie się innych, destrukcyjnych, skumulowanych w podświadomości emocji, będących następstwem życiowych stresogennych sytuacji i zdarzeń. Zadanie to spoczywa „na barkach” nie tylko psychologów, ale również samych lekarzy, którzy przyjaznym podejściem do pacjenta, dobrym słowem i mądrą poradą mogą zlikwidować wiele lęku i tym samym przyczynić się do przechylenia szali w kierunku powrotu do zdrowia.

W świetle ukazanej w tym tekście wiedzy należy wysnuć wniosek, iż pozbycie się choroby nowotworowej następuje w konsekwencji przywrócenia życiowych parametrów organizmu do stanu przyjaznego egzystencji opartej o struktury węglowe, czyli takiego stanu, w którym kształtowało się biologiczne życie na naszej Ziemi-Matce. Jest to możliwe po odcięciu chorego od źródeł szkodliwych oddziaływań i przy współudziale psychicznych oraz energetycznych czynników naturalnych, posiadających oczyszczający, odkwaszający, dotleniający oraz odbudowujący układ nerwowy i immunologiczny potencjał.

Człowiek został tak „skonstruowany”, że wręcz jest zmuszony, bezustannie i harmonijnie, rozwijać swój psychoenergetyczny potencjał, w przeciwnym bowiem przypadku degeneruje się, a wraz z nim ulegają osłabieniu i degeneracji wszystkie, łącznie z immunologicznym, układy. Wykorzystywanie przez współczesnych ludzi, jak tego dowodzą badania naukowe, zaledwie 7 – 10.% potencjału tkwiącego w ludzkim umyśle, jest olbrzymią ignorancją praw ewolucji, która się jeszcze nie zakończyła. Wprost przeciwnie – stawia ona przed człowiekiem obecnego wieku nowe wyzwania i zmusza go, m.in. poprzez cierpienie, do takiego rozwoju, by przyjazne i uzdrawiające uczucia wyższe dominowały nad wiedzą i inteligencją. Ewolucja zmusza również człowieka, by stał się on bardziej ufny w to, co został w jej toku wyposażony – w moc swojego rozwiniętego potencjału, oraz bardziej otwarty na to, co go otacza – w przyjazne siły Natury.
                                                                      

  BOGDAN TRAWKOWSKI  www.czasprzebudzenia.wordpress.com